Kocha, lubi, szanuje. Rozśmiesza, dba, denerwuje. Niezależnie od tego
czy jesteście razem od miesiąca czy dekady, macie po 20 czy 50 lat,
występuje ogromne prawdopodobieństwo, że twój partner prezentuje
przynajmniej część z tych zachowań, które doprowadzają kobiety do szału.
Nagle
robi się chłodno i już wiesz, że lada moment nadejdzie nieuniknione -
jego choroba. Zacznie się niewinnie, od jednego kichnięcia. I na nim się
tak naprawdę skończy, ale on widzi to inaczej.
Skoro kicha, to
znaczy, że jest chory. Skoro jest chory, to znaczy, że ma gorączkę i
musi leżeć (przecież chorzy ludzie lądują czasem w szpitalach. I
umierają!). A skoro musi leżeć, to ty musisz go obsługiwać - herbatka,
kanapki, gazetka... No i mama zawsze go wtedy głaskała po głowie. Ale
tak z lewej do prawej, nie na odwrót. Przyłóż się, on cierpi.
Sama masz anginę? Nie przesadzaj, kobiety są bardziej odporne. I dlaczego ty go w ogóle nie żałujesz?
Był jeszcze łyczek!
Na
ogół może leżeć tygodniami, a on się nim nie zainteresuje. "Gdzie jest
ciasto? Aaaa... W lodówce... Ale gdzie? Aaaa... w blaszce. No, to jutro
sobie zjem". Ale jeśli przypadkiem w czasie sprzątania z tej lodówki
zniknie, serce mężczyzny zaczyna krwawić.
Bo tam był jeszcze
łyczek, bo kawałek, bo kąsek. Bo była łyżka, bo trzy orzeszki, bo
przecież pół chipsa. A nawet jak było mniej, to to przecież było moje
ulubione! Takie lukrowane, z bezą, z dziurką, z galaretką, taką której
nigdzie nie ma!
Moje ulubione i ja to jeszcze jadłem!
Oszczędzałem sobie na film i na czarną godzinę. I już nie przesadzaj, bo
przecież bym posprzątał. I nie udawaj, że sama teraz sprzątasz.
Najpierw taka feministka, a teraz sprząta!
Wyluzuj, kobieto!
Dziecko
ma stan podgorączkowy i niepokojąco kaszle, w pracy terminy gonią, a
najlepsza przyjaciółka rzuciła, niby mimochodem, że trochę ostatnio
przytyłaś. Pędzisz do domu, chcesz się przytulić, poczuć oparcie w jego
silnych, męskich ramionach. Potrzebujesz zrozumienia, ciepła i zwykłego
pogłaskania po głowie. Doping w stylu: "Masz mnie, dasz radę, jesteś
silna" też by nie zaszkodził.
A gdy już opowiesz mu o tym
wszystkim co cię spotkało, co cię zraniło i dotknęło, usłyszysz tylko
dwa słowa, które według niego są panaceum zawsze i wszędzie i bynajmniej
nie jest to: "Kocham cię".
"Kochanie, wyluzuj". Taaaa, od razu lepiej, prawda?
Ty to zepsułaś!
Miłość
cierpliwa jest... najczęściej w przeciwieństwie do ukochanego. Założę
się, że również w twoim domu wszystko, co zepsuło się teraz lub w
zamierzchłej przeszłości było TWOJĄ winą.
Wchodzisz do mieszkania
obładowana siatami, a on od progu woła: "Ładowarka mi nie działa! Nie
ładuje! Widziałem jak wczoraj ją zwijałaś, to na pewno dlatego się
zepsuła"!
Stoisz z oczami jak pięć złotych, a w głowie dudni pytanie: "Czy on zupełnie zwariował?".
"Tak,
kochanie! Masz rację! Wieczorem pasjami zwijam twoją ładowarkę w stronę
przeciwną do ruchu wskazówek zegara, a później cieszę się jak dziecko,
kiedy po godzinach wysiłku wreszcie uda mi się złamać kabel". Litości!
Lepiej tam nie wchodź!
Jeśli
mieszkasz z mężczyzną, doskonale wiesz, dlaczego potrzebujecie dwóch
łazienek. I nie chodzi tu o jego włosy w odpływie prysznica czy
oprószoną umywalkę po trymowaniu brody.
Ten rytuał powtarza się w
najlepszym wypadku raz dziennie. Twój mężczyzna z obłędem w oczach
barykaduje się w łazience, krzycząc w biegu: " Nie wchodź tu teraz!".
Potem mijają długie minuty, podczas których zastanawiasz się czy
ewakuować się już teraz, czy może jeszcze chwilę poczekać. Drzwi się
otwierają, a on z dumą w głosie oświadcza, że to był bardzo udany
"poród", śmiejąc się w głos... A potem, tonem znacznie poważniejszym,
dodaje: "Lepiej odczekaj godzinę zanim tam wejdziesz".
Przecież tak mi mówiłaś!
Dobrymi
chęciami piekło wybrukowane, jak to mawiają doświadczone życiem i
związkiem ciocie i babcie. Zakupy to czynność - wydawałoby się - łatwa,
zdarza się, że nawet przyjemna. Ale nie dla faceta.
Po jego
zakupach zostaje tylko płacz i zgrzytanie zębami. Proszek zamiast do
koloru jest do białego, ogórki zamiast świeżych konserwowe, a o chlebie
to w ogóle zapomniał, bo czytał, że teraz pszenicy się nie jada.
Po drodze miał jeszcze wstąpić do jednego sklepu po bluzkę, co ją sobie wypatrzyłaś. No i wstąpił...
"Kochanie
przy kasie odłożyłam dwie czarną i kremową, weź kremową!" Naiwna
myślałaś, że sms załatwi sprawę? Sprawę może i załatwił, ale mężczyzny
przekonać nie zdołał.
Ze sklepu wraca niczym bohater narodowy. Zadowolony oświadcza, że wziął czarną... Tak jak chciałaś!
Nie pytaj o drogę, poradzę sobie!
Bo
on GPSa ma właściwie we krwi. Mapy całego świata wgrane na twardy dysk w
jego głowie od zawsze. No czasem może zajrzy do telefonu czy posłucha
miłej pani, która w aucie podpowiada mu, którędy będzie szybciej i
taniej, bo bez opłat za autostrady.
Więc niby dlaczego miałby
pytać kogoś o drogę? Niby dlatego, że wylądowaliście w takiej dziurze,
że GPS zgłupiał? Że krążycie już po okolicznych wsiach od dwóch godzin?
Że na ślub kolegi już na pewno nie zdążycie, a kto wie, czy i pierwszy
toast wam nie przepadnie?
"Kobieto, ja wiem, jak tam dojechać. Nie będę się nikogo pytał. Daj mi jeszcze chwilę!". Standard.
Czemu mi wyrzuciłaś tę koszulę? Była jeszcze dobra!
Kupuje
rzadko, ale jak już kupi, to jakby żonę wybrał: raz na całe życie. A
przynajmniej na dekadę. No bo przecież kiedy właściwie zużywa się
skarpetka? W przetartej można chodzić. W takiej z jedną dziurą też. A
jak można w takiej z jedną, to i czemu nie w takiej z dwoma? W tej
spranej koszulce wygląda jak hipster, a w wytartych na tyłku jeansach
jest całkiem oldskulowy. Przynajmniej tak twierdzi.
Wyrzucić? W życiu! Chyba, że do kosza na pranie, ale przecież po co od razu prać, jak można wywietrzyć?
Daj gryza!
Zasada jest prosta: jego jedzenie na jego talerzu jest jego. Czyli twoje jedzenie na twoim talerzu jest twoje, prawda? Pudło!
Po
pierwsze to, że on nie je ryb, nie znaczy, że nie może spróbować
twojego łososia. Zwłaszcza, że wygląda wyjątkowo apetycznie jak się
odsunie szpinak. Nie musisz mu podawać na widelcu, sam sobie weźmie.
Po
drugie, ty i tak się zawsze odchudzasz, to co ci przeszkadza, że on
sobie trochę dziabnie? I jeszcze trochę... Dosłownie jeszcze łyżeczkę.
Ale
ty jesteś samolubna! Dobra, chcesz deser? Na poprawę humoru. Ja nie,
dziękuję, wiesz że nie lubię słodkiego. Bierzesz sałatkę owocową? A nie
wolałabyś ciasta czekoladowego?
Bo moja mama...
Najlepiej
gotuje, pierze, prasuje, układa do snu, zawijając kołdrę pod stopy tak,
by nigdy nie marzły. Wiedza i umiejętności jego mamy wykraczają daleko
poza te, które dostępne są zwykłej śmiertelniczce.
Przypomnij
sobie ostatnią niedzielę. Rosół - ugotowany samodzielnie, okupiony
godzinami pracy nad esencjonalnym wywarem. Dumna jak paw mogłaś być,
dopóki on go nie spróbował.
"Niezły, całkiem niezły. Tylko wiesz,
mama to nie na skrzydełkach, tylko na udkach, bo to jednak inny smak.
Tej marchewki to jakby trochę za mało, no i kto to widział, żeby makaron
w sklepie kupować?!".
Mama, mamusia, mamunia - dobra wróżka, Nostradamus i Magda Gessler w jednej osobie!
10 najbardziej irytujących męskich zachowań!
|
Komentarze